czwartek, 29 sierpnia 2013

Spotkanie wyjazdowe

Dziewczyny weźcie ze sobą książki, mogą być ulubione lub obecnie czytane, mam pomysł na zdjęcie naszego klubu :)

Mały projekt cz.12 - KONIEC ... a może dopiero początek :)


Spojrzeliśmy na siebie z Janem. Byłam zszokowana, ale wszystko układało się w całość. Rodziny Nowickich nie było w Paryżu, kiedy ciało AnaÏs zostało wyłowione, tak więc nikt nie mógł jej zidentyfikować. Chyba powinien pocieszać mnie fakt, że Filipie nie udało się doprowadzić do końca swojego dzieła. Bo właśnie błogi spokój malujący się na obliczu AnaÏs zapewnił jej nieśmiertelność, rozbudzając wyobraźnie malarzy, poetów i pisarzy. Nadal intensywnie myślałam, skoro dziadek znał całą historie dlaczego nie zostawił tego listu w skrytce. Zerwałam się z okrzykiem.

 
- Co się stało?

- Kluczyk, gdzie jest kluczyk?

- AnaÏs uspokój się, jest tu, o co chodzi?

 
Bez słowa pobiegłam do sypialni dziadków. Kluczyk idealnie pasował do kufra stojącego przed łóżkiem. Drżącymi rękami otworzyłam kufer. W środku były zdjęcia rodzinne, listy, dzienniki. Na samym wierzchu leżał list, zaadresowany tak dobrze znanym mi charakterem pisma. Do AnaÏs.

 
„Moja kochana AnaÏs, tak znałem prawdę. Poznałem jej część jeszcze w 1934. Widzisz nie zostawiłem Ci ostatniego listu od mego ojca, w którym opowiedział mi historie swojej miłości. Tak więc wiedziałem, że L’Inconnue de la Seine to wielka niespełniona miłość mego ojca – AnaÏs. Jednak dopiero w 2010 roku poznałem wszystkie fakty, zarówno za sprawą otrzymanego listu jak i Jana. Spędziłem z nim długie godziny i polubiłem. Wybacz mi mojej dziecko, ale patrząc na twój smutek i bezowocne próby poszukiwania miłości postanowiłem trochę Ci pomóc. Mam nadzieje, że nie żywisz do swojego dziadka urazy za tą małą intrygę. Liczę, że teraz zagości uśmiech na Twojej twarzy a w sercu miłość”

                                                                Twój kochający dziadek Franciszek

Usłyszałam delikatne pukanie. Odwróciłam głowę. W drzwiach stał Jan. Uśmiechnęłam się i ruszyłam na spotkanie miłości …

Mały projekt cz.11.2


Zacznę od tego że w listopadzie 1889 roku nastąpiło znaczne pogorszenie stanu zdrowia mojej siostry. Rodzice byli zmuszeni do oddania jej pod ścisłą opiekę medyczną, w tym samym czasie kuzynka sprowadzona przez matkę okradła nas i uciekła pozostawiając list, informując nas, że nie ma już ochoty wysługiwać się naszej rodzinie a zrabowana biżuteria Filipy wynagrodzi jej cierpienia jakich u nas doznała. Rodzice nie zgłosili sprawy na policję, choroba psychiczna córki byłą wystarczającym wstydem. Ja natomiast zbyt pochłonięty własnymi sprawami nie kwestionowałem decyzji rodziców. Słabo znałem kuzynkę aby podważać prawdziwość listu. W krótce po tych wydarzeniach wyjechaliśmy do Niemiec gdzie rodzice mogli zapewnić siostrze lepszą opiekę medyczną. Moi rodzice zmarli w Niemczech w latach 30. Ja ze względu na zobowiązania służbowe przeniosłem się do Stanów Zjednoczonych, pamiętny złożonej rodzicom obietnicy, jako jedyny żyjący krewny, zabrałem wraz z sobą siostrę.

Niestety po przeczytaniu dzienników siostry zrozumiałem, że list był fałszerstwem a moja chora siostra dopuściła się zbrodni.

W kwietniu 1889 roku po powrocie do domu moja siostra, zakochał się we Franciszku. Była to chora, obsesyjna miłość. Uważała, że jest on jej jedyną szansą na normalne życie. Rodzice jawili się jej jako potwory izolujące ją od świata. Były to oczywiście podszepty choroby. Skrzętnie ukrywała przed wszystkimi swoje emocje i myśli. Prawdę przelewała jedynie na karty dzienników. Jak już pisałem matka sprowadziła do towarzystwa Filipie daleką krewną, szesnastoletnią AnaÏs. Moja siostra wspomina w dziennikach, że AnaÏs byłą ubogą sierotą przygarniętą przez moją matkę z litości bo nie było innych bliskich jej osób. Ja jedyne co pamiętam z tamtego okresu to cichą drobna brunetkę ze słodkim uśmiechem. Siostra pisze w swoich dziennikach, że najbardziej zazdrościła jej pięknych długich brązowych loków i uśmiechu, który nadawał jej twarzy mistycznego wyrazu. Nie wiem skąd dowiedziała się o miłości jaka połączyła AnaÏs z Franciszkiem, mogę jedynie wnioskować, że przekonała dziewczynę o swojej dogłębnej przyjaźni (potrafiła być miła i urocza kiedy tego chciała), a ta ufając jej, zwierzała się ze swoich największych sekretów. Tak samo musiała omamić Franciszka ponieważ zaufał jej i zostawił list do AnaÏs w którym informuje ją, „że nie może już dłużej zwlekać i jedzie do Polski aby uzyskać zgodę od ojca na zawarcie małżeństwa”. Oczywiście moja siostra nie przekazała tego listu. Spreparował list w którym Franciszek informuje AnaÏs, że musiał pilnie wyjechać w sprawach rodzinnych i nie wie kiedy wróci do Paryża. W między czasie obmyśliła skomplikowany plan zemsty. Jakaś część jej chorego umysłu wiedziała, że nigdy nie uda jej się poślubić Franciszka, postanowiła zatem zgładzić zarówno osobę przez niego kochaną jak i wszelki ślad po niej. Przez dłuższy czas podawała biednej dziewczynie belladonę. W pewien październikowy wieczór zabrała ją nad Sekwane. Z zapisków siostry wynika, że wmówiła AnaÏs, że idzie na spotkanie z Franciszkiem, a ta pod wpływem omamów była o tym głęboko przekonana i wchodziła do wody ze spokojem i uśmiechem. Po powrocie do domu podrzuciła list a biżuterie ukryła. Potem pogrążyła się w odmętach choroby.  Nie wiem co mógłbym jeszcze dodać po za tym, że przeraża mnie świadomość, że siostra nigdy nie żałowała swojego czynu, nigdy więcej nie poświęciła nawet linijki na ten temat w swoich dziennikach, jakby te osiem miesięcy jej życia nigdy nie istniało, jakby AnaÏs i jej miłość do Franciszka nigdy nie istniała. Pocieszam się, że był to wpływ choroby ale czy na pewno?

  

Z poważaniem

Stefan Nowicki”

wtorek, 27 sierpnia 2013

Głosowanie


Zgodnie z zapowiedzią, nadszedł czas na rozstrzygnięcie konkursu.
 

Przypominam są trzy cztery typy:

 
1.      Pachnidło

2.      Wiedźmin

3.      Duma i uprzedzenie

4.      Noc w bibliotece

 
Głosujcie J pamiętajcie o nagrodach!

piątek, 23 sierpnia 2013

Mały projekt cz.11.1


Chciałam od razu przeczytać drugi list, ale po nocnych ekscesach, mój organizm domagał się doładowania w postaci posiłku. Jan doszedł do takich samych wniosków i już po chwili jedliśmy pyszną jajecznicę. Przy kawie zaczęliśmy czytać drugi list. Był zaadresowany „Do rodziny Aleksandrowskich” i został napisany odręcznie:
 

„New York styczeń 1966

 
Nazywam się Stefan Nowicki i w młodości znałem Franciszka Aleksandrowskiego. Zaprzyjaźniliśmy się podczas jego pobytu w Paryżu w 1889 roku. W okresie tym interesowały mnie jedynie nowinki techniczne i światowa wystawa, Franciszek podziela te zainteresowania i w pierwszym okresie jego pobytu byliśmy praktycznie nierozłączni. Jednak z upływem czasu, coraz częściej był nieobecny myślami podczas całonocnych kawiarnianych rozmów, a wkrótce zaczął wymykać się z naszych spotkań. Myślałem, że poświęca ten czas na samotne zwiedzanie Paryża lub inne przyjemności, które oferowało to miasto. Byłem w błędzie. Tuż przed wyjazdem zwierzy mi się, że zakochał się i wraca do domu, aby omówić z ojcem kwestie ożenku. Nie powiedział mi jednak kim była wybranka jego serca. Dwa miesiące później, naszą rodzinę spotkało wielkie nieszczęście i zapomniałem zupełnie o tych wydarzeniach. Od tego czasu utrzymywaliśmy z Franciszkiem kontakty jedynie na polu naukowym. Nigdy nie wspomniał o swojej paryskiej miłości. Był wspaniałym architektem, dlatego też z żalem przyjąłem wiadomość o jego śmierci w roku 1934r. W roku 1960 zmarła moja siostra. Z domu opieki w którym przebywała przekazano mi wszystkie jej rzeczy osobiste, wśród nich listy i dzienniki. Pomimo choroby, która rozwijała się w niej od najmłodszych lat (pobyty w sanatorium nie były niczym innym niż próbą izolacji w gorszych okresach choroby Bleulera) z zapałem pisała dzienniki. Trochę czasu mi zajęło zapoznanie się z nimi. Długo zastanawiałem się czy ujawnienie zdobytej przeze mnie wiedzy ma jakiś sens. Wszystkie zainteresowane osoby już nie żyją. I wtedy przez przypadek spotkałem dawnego kolegę, w trakcie wspominania dawnych czasów, opowiedział mi o swojej ostatniej rozmowie z Franciszkiem, o jego smutku i zawale serca. Doszedłem więc do wniosku, że Waszej rodzinie jestem winien prawdę jako swego rodzaju dziedzictwo.

środa, 21 sierpnia 2013

Mały projekt cz.10


Ten z 2010 roku zaadresowany był do Dziadka, był krótki, napisany na maszynie, jedynie podpis był odręczny:

„Szanowny Panie,

Porządkując spuściznę po moim ojcu natknąłem się na list napisany przez mego dziadka. Nie wiem dlaczego nie został wysłany zaraz po jego śmierci, ale uważam za swój obowiązek przekazać go Panu, gdyż jest adresowany do Pańskiej rodziny.

Z poważaniem Antoni Nowicki”

Mały projekt cz.9

Jego ustał były miękkie o lekkim posmaku korzennym, zatopiłam się w pocałunku i jego ramionach.

Obudziłam się nad ranem na podłodze w salonie, obok smacznie spał Jan. Cudowna noc ale spanie na podłodze do wygodnych nie należy. Miałam obolałe plecy, coś mnie straszliwie w nie uwierało. Próbowałam to coś delikatnie wydobyć, niestety przy akrobacjach obudziłam Jana.

- Witaj. Powiedział z uśmiechem. Co się tak wiercisz?

- Coś gniecie mnie w plecy. Powiedziałam z przepraszającym uśmiechem.

Sprawdziliśmy okazało się, że w porywie uczuć zrzuciliśmy notatnik dziadka na podłogę. A teraz jego okładki uwierały mnie niemiłosiernie w plecy. Już chciałam go odłożyć, kiedy Jan powiedział

- Poczekaj. Przejechał dłonią po wewnętrznej stronie okładki i stwierdził:

- Ktoś musiał coś tam wkleić. Masz nóż do papieru, lub cienki nożyk do warzyw?

Wciągnęłam t-shirt Jana i pobiegłam do kuchni. Po chwili siedzieliśmy w skupieniu nad wybebeszonym notatnikiem. W środku był dwa listy i kluczyk. Listy datowane były na rok 2010 (kto jeszcze w dzisiejszych czasach pisze listy?) a drugi na 1966. To musi być ta wiadomość „zza grobu”, o której wspominał dziadek.

Mały projekt cz.8

Pierwsze krople deszczu dopadły mnie sto metrów od domu. Gdy stanęłam w drzwiach byłam cała przemoczona. W takich warunkach najchętniej zamiast robić obiad rozłożyłabym się owinięta kocem na kanapie z grzanym piwem. Ale słowo się rzekło. Przebrałam się w suche ciuchy i zabrałam do roboty. Dzięki pracy w kuchni mój umysł miał chwilę oddechu od zagadek rodzinnych.

Jan stawił się punktualnie o 17-tej. Zaskoczył mnie brak skrępowania i lekkość naszej rozmowy w czasie obiadu.

Po obiedzie przy kieliszku wina opowiedziałam mu wszystko czego udało mi się dowiedzieć z listów i notatnika.

Jan zaczął od historii, którą już częściowo znałam. L’Inconnue de la Seine to około szesnastoletnia dziewczyna, którą w 1889* roku wyłowiono z Sekwany. Ciało nie nosiło żadnych śladów przemocy, uznano, że prawdopodobnie popełniła samobójstwo. Paryski patolog, był tak oczarowany pięknem jej twarzy oraz bezgranicznym spokojem malującym się na niej, że wykonał maskę pośmiertną. Według innej teorii w tamtych czasach taka byłą procedura przy niezidentyfikowanych zwłokach. W kolejnych latach wykonano wiele jej kopi, a wkrótce stały się one bardzo modne w środowisku paryskiej bohemy. Enigmatyczny uśmiech zafascynował wielu poetów, pisarzy i malarzy. Jej podobizna został również wykorzystana w manekinie do nauki pierwszej pomocy, dlatego też w Internecie nazywana jest często jako „najczęściej całowana twarz”.
 
Tyle faktów.
 
Jan wspomniał, że ostatnio dziadek prosił go o sprawdzenie pewnych informacji. Powiedział, że dostał „wiadomość zza grobu”. Prosił o pomoc w ustaleniu losów pewnej polskiej rodziny mieszkającej w Paryżu. Chodziło o rodzinę Nowickich. Coś mi się przypomniało, nerwowo zaczęłam kartkować notatnik dziadka na jednej z ostatnich stron było zapisane „1889 Paryż Nowiccy, 2010 list otrzymany za pośrednictwem wnuka Stefana Nowickiego”. Może Nowiccy to byli znajomi ojca pradziadka, u których pradziadek zatrzymał się będąc wiosną 1889 roku w Paryżu? Podniosłam wzrok i nagle wyleciało mi wszystko z głowy, widziałam tylko piękne niebieskie oczy wpatrujące się we mnie.

 

 

*data ta jest wymyślona na potrzeby niniejszego opowiadania, w rzeczywistości we wszystkich źródłach podawana jest data „around the late 1880s."

piątek, 9 sierpnia 2013

Mały projekt cz.7

 
Zacznijmy od drzewa genealogicznego:


 


Kluczowe daty i znane fakty z listów i notatnika:


1.      Wyłowienie z Sekwany martwej 16 letniej samobójczyni określanej jako L’Inconnue de la Seine – koniec 1889;

2.      Wizyta w Paryżu pradziadka (miał wtedy 19l.) – 1889 – bawił od marca (pojechał na światową wystawę), zatrzymał się w domu znajomych jego ojca;

3.      Prababcia przyjechała do Warszawy do rodziny w 1910;

4.      Prababcia była Francuzką polskiego pochodzenia;

5.      Przyjaciel pradziadka był jednym z kuzynów prababci – tak się poznali;

6.      Ślub pradziadków – 1912 - (F. 42l. A.24l);

7.      Ślub Dziadków – 1937 - (F. 24l. A 19l.);

8.      Wydanie wiersza Nabokova – 1934;

9.      Wizyta w Paryżu dziadka (miał wtedy 21l.) – 1934;

10.  Śmierć pradziadka – 1934;

11.  Pradziadek zmarł krótko po otrzymaniu fotografii maski pośmiertnej L’Inconnue de la Seine na serce;

12.  Prababcia była szatynką drobnej budowy, eteryczna o alabastrowej cerze;

13.  Pradziadek w ostatnim roku swego życia był głęboko nieszczęśliwy;

14.  Był w głębokim szoku po otrzymaniu fotografii;
 

a.      Skąd dziadek miał tak szczegółowe informacje

b.       Dlaczego fotografia tak nim wstrząsnęła

c.       Co miał na myśli pisząc o bezimiennych? Czy znaczy to, że znał imię utopionej?

d.      Czy pradziadka łączyło coś z L’Inconnue de la Seine

e.       Jeśli ją znał, to kim dla niego była, jakie zło wyrządzono? KTO?

f.       Skąd ten upór w nadawaniu imienia Anna

g.      Wspomina coś o cennym znalezisku

 
Miałam sporo do przemyślenia przed obiadem, który planowałam przygotować (zupa z cukinii i smażona tołpyga oraz sałata z pomidorami koktajlowymi). Ponieważ wymagał uzupełnienia moich skromnych zapasów postanowiłam wybrać się na zakupy. Przed wyjściem zajrzałam jeszcze do lodówki i stwierdziłam ze smutkiem, że wino białe również wyszło.



Mały projekt cz.6


Tym razem spałam w pokoju gościnnym. Co nie uchroniło mnie przed nowymi koszmarami. Tym razem śniła mi się unosząca się na wodzie plansza do scrabble. Woda delikatnie unosiła nad nią litery. Wytężałam z całej siły wzrok, żeby dojrzeć i zrozumieć układające się z nich słowa. Kiedy już prawie udało mi się zrozumieć sens z wody wynurzyła się alabastrowa dłoń i pochłonęła plansze wraz z literami. Znów obudziłam się z krzykiem. Postanowiłam wykorzystać wczesną pobudkę na uporządkowanie zdobytej wiedzy.

UWAGA konkurs


Sezon ogórkowy w pełni, końca upałów nie widać, tak więc aby nas rozruszać proponuje mały konkurs na „Wybór najgorszej adaptacji filmowej”.

Zasady konkursu:
 
1.      Podajemy dane:
a.       Nazwę filmu i rok produkcji
b.      Tytuł książki na podstawie, której zrealizowano film
c.       Fabułę książki (na wszelki wypadek J)
2.      Podajemy argumenty za uznaniem ww. za najgorszą adaptację.
3.      Filmy zgłaszamy do 23.08.2013r.
4.      W dniu 25.08.2013r. umieszczę post z tytułem „Głosowanie”
5.      W dniach 26 – 28.08.2013r. oddajemy nasze głosy na faworyta.
6.      Głosujemy wpisując nazwę filmu.
7.      Zwycięża film który zdobędzie najwięcej głosów.
8.      Dla najbardziej aktywnych przewiduje nagrody J
 
Ponieważ Aga na pewno zgłosi „Dumę i Uprzedzenie” (2005) z Keirą Knightley
Ja zgłaszam:
a.       Pachnidło (2006)
b.      Pachnidło, Patrick Süskind
c.     Paryż wiek XVIII, bohaterem jest odpychający zdeformowany człowiek Jan Baptysta Grenouille, obdarzony niezwykłym zmysłem powonienia, nie posiadając własnego zapachu postanawia stworzyć zapach idealny, doskonały, niewinny i kuszący zarazem, ta obsesja doprowadza go do zbrodni …
W mojej ocenie:
a.      Ben Whishaw grający Grenouilla jest zbyt przystojny i nie oddaje z całym szacunkiem do jego gry aktorskiej, postaci odmalowanej przez Süskind w powieści.
b.     Wiele wątków, które w mojej ocenie stanowią sedno książki, zostało potraktowanych marginesowo lub w ogóle pominiętych – np. prawdziwe przyczyny zaszycia się Grenouilla w górach.

środa, 7 sierpnia 2013

Mały projekt cz.5

Niestety podejrzewam że doskonale zdawał sobie sprawę z mojego toku rozumowania i świetnie się tym bawił. No cóż jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B i ponieść konsekwencje swojego ogłupienia urodą Adonisa. Opowiedziałam całą historię od testamentu, poprzez zawartość skrytki aż do informacji odnalezionych wczoraj. Jednak ryzyko okazało się opłacalne. Jan odpłacił mi taką samą szczerością. Okazuje się, że na przestrzeni kilku ostatnich lat zaprzyjaźnił się z dziadkiem i wyszukiwał dla niego różne informacje. Powiedział mi, że z zawodu jest historykiem sztuki i prowadzi wraz ze znajomymi sklep z antykami oraz z meblami stylizowanymi na antyki.

Podzieliliśmy się pracą. Ja miałam zapoznać się z listami i notatnikiem. Jan natomiast miał przekazać mi  wszystkie zdobyte informacje na temat L’Inconnue de la Seine. Kiedy był już w drzwiach, wróciła mi przytomność umysłu i zapytałam,

- A jaki był cel Twojej dzisiejszej wizyty.

Nie, nie przewidziało mi się zmieszał się, po chwili milczenia odpowiedział, że chciał mi pokazać co gdzie jest i takie tam organizacyjne sprawy omówić. Nie no to w sumie oczywiste, że punkt 9:00 melduje się wypachniony, żeby powiedzieć mi, że szczotki trzymane są w podpisanym schowku pod schodami. Przyjęłam te wyjaśnienia z krzywym uśmiechem. Umówiliśmy się na jutro na późny obiad u mnie w domu. Po jego wyjściu wzięłam szybki prysznic, włożyłam świeże ubranie i z kawą, kanapkami oraz listami rozłożyłam się na tarasie.

Była to korespondencja pomiędzy pradziadkiem a dziadkiem z okresu jego bytności w Paryżu. Wszystkie listy pochodziły z 1934 roku. Ułożyłam je chronologicznie i zaczęłam czytać.

Z wszystkich przebijała ogromna tęsknota za synem. Jednocześnie stanowiły szczegółowy opis życia wszystkich członków rodziny oraz opis życia dziadka w Paryżu jego zachwyt atmosferą tego miasta, opis przyjaciół i osób, które napotykał podczas swoich wędrówek. Jeden wątek nie pasował do tej korespondencji – temat maski.

W pierwszy liście pradziadek prosił syna o odnalezienie informacji na temat pośmiertnej maski, która tak zafascynowała Nabokova. Dziadek odpisał, że jest to maska młodej kobiety wyłowionej z Sekwany. Jej personalia nie są znane. Okoliczności jej śmierci również. Wiadomo jedynie że miała 16 lat w chwili śmierci i najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Podaje również rok śmierci 1889. Pradziadek prosi o zdjęcie maski. Dziadek Franciszek w ostatnim liście pisze, że dołącza do niego zdjęcie i pyta skąd to zainteresowanie. Pradziadek w bardzo oszczędnych słowach pisze, że wzruszyła go ta historia i chciał się przekonać czy faktycznie twarz ta wywiera takie wrażenie. Na koniec pisze
 
„Gdybyż okazało się to prawdą, to zło uczynione, należy naprawić, bezimienni spoczywać w pokoju nie mogą. Ależ czy może być to prawdą. Pamięć ludzka płata figle. Czy może oczy widzą to co pragną ujrzeć. Obiecaj mi, mój umiłowany synu, że jeśli dobry Bóg obdarzy Cię córką nadasz jej imię Anna i dopilnujesz aby w rodzinie zawsze była kobieta nosząca to imię”

Ale co ma być prawdą. Dlaczego pradziadek tak żywo interesował się historią bezimiennej utopionej kobiety? Jaka była tego przyczyna. Z historii rodziny pamiętam, że prababcia pochodziła z Francji, że była wiele lat młodsza od pradziadka. Pamiętam też mgliście smutek w głosie dziadka kiedy opowiadał o ojcu. Wydaje mi się, że pradziadek zmarł właśnie w 1934r. Chyba będę musiała zaryzykować telefon do moich ciotek. Jak je zapytać o te szczegóły nie zdradzając historii z jaką się z zmagam i nie wywołać podejrzeń o pogłębieniu się depresji. Postanowiłam, że telefon będzie ostatnią deską ratunku na razie przeczytam notatnik. W chwili gdy o tym pomyślałam poczułam ssanie w żołądku okazał się że spędziłam nad listami ponad 5 godzin. Nic się nie stanie jak zrobię sobie przerwę na smażoną rybę.

Wyciągnęłam z lodówki łososia, cukinię, koperek i czosnek. Szybko przygotowałam marynatę, którą polałam łososia. Usmażyłam na patelni cukinię z czosnkiem, kiedy cukinia była miękka dorzuciłam do niej łososia. Przełożyłam wszystko na talerz, nalałam sobie kieliszek wina i z tak przygotowanym obiadem poszłam na taras. Jednak życie może być piękne. Dziękuje dziadku.
 
Z pełnym brzuchem przystąpiłam do czytania notatnika. Notatnik okazał się być luźnym zbiorem myśli, zdarzeń, ważnych dat i informacji. Na szczęście nie był gruby. Zaczął już zapadać zmierzch, kiedy skończyłam czytać. No ładnie, co za historia.

Mały projekt cz.4


Jednak nie dane mi było dokończyć mojej detektywistycznej pracy. Okazało się bowiem, że każdym organizm ma granice wytrzymałości, a mój po ich osiągnięciu po prostu się wyłącza. Po chwili prezentowałam pozycję spanie na popielniczkę. Śniły mi się wirujące wokół mnie białe uśmiechnięte maski. Potem ten korowód wpłynął na wielką salę balową i ponownie zaczął wirować, tylko tym razem w środku stała mężczyzna. Pomimo ogromnego podobieństwa do dziadka wiedziałam, że to nie on. Maski wirowały coraz szybciej i szybciej i szybciej. Obudziłam się z krzykiem. Właśnie świtało nogi mi zdrętwiały, a ból szyi był nieznośny. Spanie na siedząco nie jest tym co misie lubią najbardziej. Postanowiłam zmienić pozycję spania i dać jeszcze kilka chwil wytchnienia mojemu umęczonemu ciału i umysłowi.

Tym razem obudził mnie dzwonek do drzwi. Zerwałam się i pobiegłam otworzyć. Na progu stał jakiś wysoki facet. Na mój widok uniósł brwi i zapytał.

- Ciężka noc?
Rozpoznałam ten głos, to Jan. I w tym momencie dotarło do mnie jak wyglądam. O cholera. W skrócie – wczorajsze wymięte ubranie, kołtun na głowie i przemieszczony tusz do rzęs. Zaprawdę widok godny pożałowania. Wpuściłam go do salonu, a sama pobiegłam do łazienki „ogarnąć się”. Po rozczesaniu włosów, zmyciu resztek makijażu i umyciu zębów, wyglądałam znacznie lepiej. Jan w tym czasie zaparzył kawę. Na razie byłam wdzięczna za dostarczenie mojemu organizmowi kofeiny, kiedy indziej powściekam się za zbyt swobodne traktowanie mojego domu. W tym samym momencie usłyszałam,

- Dlaczego interesuje Cię temat L’Inconnue de la Seine?
O nie tego za wiele, paraduje sobie po MOIM domu, robi kawę i jeszcze czyta MOJE zapiski. Co to to nie. Tak to my się nie będziemy bawić. Otworzyłam usta i usłyszałam swój głos,

- Bo dziadek mi zostawił cholerną niewyjaśnioną tajemnicę.
Podczas snu usunęli mi mózg, innego wytłumaczenia nie ma. Co ja robię, dlaczego zwierzam się temu Adonisowi. I wtedy do mnie dotarło. Jan wyglądał inaczej niż wczoraj. Był ubrany w dżinsy i t-shirt, a nie w brudny roboczy kombinezon, był ogolony a spod zaczesanej do tyłu grzywy czarnych loków wpatrywały się we mnie przenikliwe niebieskie oczy. O ja piórkuję.

Mały projekt cz.3


Wspólnym mianownikiem okazała się maska pośmiertna wykonana pod koniec XIX wieku w Paryżu. Była to maska młodej dziewczyny, prawdopodobnie samobójczyni, której błogi spokój odmalowany na twarzy w chwili śmierci poruszył serca wielu artystów.

"La Vierge inconnue du canal de l’Ourcq", Albert Rudomine (1927)
Ale jaki ma to związek z moją rodziną? Może lektura listów i notesu coś wyjaśni.

Mały projekt cz.2

Otępiała stałam na ulicy, co ja mam teraz zrobić. Potrzebuje pomyśleć. Moje ciotki naciskały na powrót do Łąkówki. Gdzie ponownie otoczą mnie opieką. Co oznacza konfiskatę telefonu i laptopa oraz stały nadzór. Czyli zero prywatności i brak możliwości dokładnego zbadania zawartości pudełka. Jurata. To jest rozwiązanie. Pod pozorem zweryfikowania stanu domu, od lat tam nie bywaliśmy, zakomunikowałam postanowienie natychmiastowego wyjazdu na półwysep helski. Dziwne, moja decyzja i jej pokrętne wytłumaczenie spotkały się ze zrozumieniem. Pewnie dlatego, że nie będę się szwendać na widoku i psuć reputacji mojej walniętej rodzinie.

Zrobiłam najpotrzebniejsze zakupy i pojechałam. Zaskoczył mnie widok zadbanego domu i świeżo przyciętego trawnika. Super, widocznie dziadek opłacał kogoś z miejscowych aby utrzymywali dom w porządku. Jutro będę musiała znaleźć tę osobę. Przekraczając próg domu, cofnęłam się w przeszłość. Śmiech dziadka, nawoływania babci, zapach ciasta drożdżowego i mięty zaatakowały mnie z taką siłą, że zachwiałam się i o mało nie wylądowałam na czterech literach. Kilka skomplikowanych figur akrobatycznych uchroniło mnie jednak przed kompromitacją. Dobrze, że nie było widowni.


Moje dziedzictwo to uroczy, mały domek letniskowy z widokiem na zatokę pucką. Dzięki dużym oknom i przesuwanym przeszklonym drzwiom w domu jest pełno światła. Na parterze znajduje się kuchnia, salon z wydzielonym kącikiem jadalnym oraz łazienka z prysznicem i niewielką toaletą. Sercem domu jest piec, który ogrzewa cały dom. Na piętrze znajdują się dwa pokoje, dawna sypialnia dziadków i pokój dla gości. Ściany wewnętrzne pokryte zostały deskami sosnowymi pobejcowanymi na biało a umeblowanie to kwintesencja stylu skandynawskiego.

Od czego zacząć. Wyciągnęłam zakupy z bagażnika i przetransportowałam do kuchni. Wrzuciłam do lodówki jogurty, mleko, wino i ryby. Owoce i warzywa wrzuciłam do zlewu. Mam nadzieje, że odnalezienie zaworu wody nie będzie trudne. Warto byłoby też uruchomić piec. Postanowiłam zacząć od najprostszego zadania. Wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu drewna. Z rozkoszą przesuwałam dłonią po bejcowanych sosnowych belkach, którymi obłożono dom.

Mój umysł nadal pogrążony był w rozmyślaniach nad przeszłością. Kątem oka zauważyłam przeszkodę, ale było już za późno. Zderzyłam się z jakimś zarośniętym olbrzymem. W panice odskoczyłam, rozważając możliwość ucieczki do domu. Na szczęście olbrzym odezwał się przyjemnym barytonem.

- Witam jestem Jan, zajmuje się domem, rozumiem, że jesteś wnuczką Pana Franciszka.
- Tak, nazywam się AnaÏs. Wydukałam nadal przestraszona.

- Zauważyłem jak podjeżdżałaś pod dom i postanowiłem się przywitać. A tak się cieszyłam, że nie miałam widowni, co za żenująca chwila.
- Mogę również pomóc z wodą. Dodał po chwili

- Dziękuję czy mógłbyś pomóc mi również z piecem? Spytałam już odważniej, ponieważ noce pomimo późnej wiosny były nadal chłodne.
- Tak nie ma problemu.

- Co za ulga, a już myślałam że spędzę pół nocy na poszukiwaniach zaworu a drugą połowę na próbach ogrzania domu.

Uśmiechnął się i poszedł po drewno. Wróciłam do domu. Po chwili pojawił się Jan z drewnem. Wrzucił je do cynkowego pojemnika stojącego obok pieca, śmiało przemaszerował przez salon do przedpokoju. Po chwili usłyszałam jego przytłumiony głos.

- Możesz już korzystać z wody.
- Dziękuję. Odkrzyknęłam

Po chwili pojawił się w salonie i sprawnie rozpalił w piecu. Zaproponowałam coś do picia w ramach podziękowań. Jan powiedział jednak, że nie chce przeszkadzać i wpadnie jutro, jak już się zadomowię, dziś chciał się tylko przywitać. I tyle go widziałam.
Nalałam sobie lamkę wina i usiadłam do przeglądania zawartości pudełka. Zaczęłam od frazy L’Inconnue de la Seine i wujka Google. Ku mojemu zdziwieniu wyskoczyło aż 70 000 wyników w tym niesamowita galeria zdjęć. Szybko okazało się że wycinek dotyczący manekina i wiersz mają jeden wspólny mianownik.

sobota, 3 sierpnia 2013

Mały projekt

Dziewczyny, pracuje od pewnego czasu nad pewnym projektem, poniżej fragment, dajcie znać czy ma to ręce i nogi.

Według mojej rodziny cierpię na głęboką depresje. Jednak w opinii naszego lekarza rodzinnego, doktora Lipskiego jestem tylko pogrążona w smutku. Co jest stanem normalnym po utracie bliskiej osoby. Taką osobą był dla mnie dziadek. Mój ukochany, cudowny, opiekuńczy dziadek. Wracając do zaleceń doktora Lipskiego mam ukoić swój smutek na łonie kochającej rodziny otoczona jej troskliwą opieką. Nie wiem jaki cyrk odstawiła moja „kochająca rodzina”, że ten biedny konował się na to nabrał. Takiego wała. Stanowcze NIE dla brania udziału w tej szopce. Niestety nie doceniłam uporu tych zasuszonych staruch. Celem wyjaśnienia „zasuszone staruchy” to dwie ciotki, siostry mojego dziadka, Honorata i Konstancja, mają blisko 100 lat. Jednak energii więcej niż moja wiecznie nieobecną matkę, dlatego też łatwo im było przekonać ją, że wyjazd do dworu w Łąkówce dobrze mi zrobi. Tak, więc tkwię na tym zadupiu bez kontaktu ze światem. Były łaskawe skonfiskować mi komórkę i laptopa. Opatulona w stary sweter dziadka siedzę w ogrodzie i obmyślam zemstę. Zemsta, od czego zacząć. W tak wiekowej posiadłości rodzinnej na pewno znajdą się jakieś białe plamy do odkrycia. Nieślubne dzieci, mezaliansy, defraudacje. Ok no to jazda na strych.

Po dwóch godzinach grzebania w starych rupieciach, z czerwoną gębą opuściłam strych z pustymi rękami. Zapomniałam wspomnieć, że mam alergię na kurz?. Wściekła wróciłam do swojego pokoju. Mój poziom złości osiągnął punkt kulminacyjny w chwili, gdy spojrzałam na zegarek. Już trzecia. Mam zaledwie półgodziny na doprowadzenie się do stanu używalności. O piątej mamy stawić się w kancelarii notariusza Paradowskiego, żeby poznać ostatnią wolę dziadka. Po szybkim prysznicu i tonie wapna zaczęłam przypominać jednostkę ludzką.

U notariusza stawiła się najbliższa rodzina. Moi wujowie, Franciszek i Karol. Moja matka Anna wraz ze swoim kolejnym mężem. Ciotki, Konstancja i Honorata. No i ja AnaÏs. Córka Anny i Teodora, wnuczka Franciszka i Antoniny, prawnuczka Franciszka i Aurélie de Chagny. Zmaltretowana życiem, po rozwodzie i licznych próbach znalezienia tej jedynej prawdziwej miłości. Żenujący mit wpojony mi w dzieciństwie.

Wola dziadka była prosta prawie wszystkie dobra dziedziczą dzieci. Jedynie komplet miśnieńskiej porcelany, kolekcja portretów, dom letniskowy na półwyspie Helskim, lokata i skrytka w banku oraz fotografie rodzinne zostały zapisane innym członkom rodziny. Ciotka Honorata promieniała wewnętrznym światłem po usłyszeniu, że kolekcja portretów trafi w jej ręce. Natomiast ciotka Konstancja była uszczęśliwiona wiadomością o odziedziczeniu rodowej porcelany. Ja natomiast przekonałam się, że nawet za grobu dziadek sprawuje nade mną opiekę. Dom, lokata i fotografie trafiły bowiem w moje ręce.

Następnego dnia udałam się do banku w celu sprawdzenia co też zawiera skrytka. Notariusz znał tylko wysokość lokaty. Jej wysokość … ujmę to tak, parafrazując „teraz to mi lokata”. Po dokonaniu wszystkich formalności mogłam zajrzeć do skrytki. Znalazłam w niej list i pięknie rzeźbione pudełko z drewna oliwnego. List był krótki:

„Moja kochana AnaÏs, wiem jak kochasz historię oraz literaturę kryminalną, dlatego zostawiam Ci ostatni prezent. Zagadkę. Może Tobie drogie dziecko uda się odnaleźć drogę do prawdy”

Twój kochający dziadek Franciszek

W pudełku znalazłam przewiązane wstążką listy, mały notesik, bukiecik lawendy, kawałek białego płótna z wyhaftowanym inicjałem, wycinek z gazety mówiący o manekinie do ćwiczenia resuscytacji oraz wiersz Vladimira Nabokowa L’Inconnue de la Sine. Co tu jest grane?