Niestety
podejrzewam że doskonale zdawał sobie sprawę z mojego toku rozumowania i
świetnie się tym bawił. No cóż jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B i
ponieść konsekwencje swojego ogłupienia urodą Adonisa. Opowiedziałam całą
historię od testamentu, poprzez zawartość skrytki aż do informacji
odnalezionych wczoraj. Jednak ryzyko okazało się opłacalne. Jan odpłacił mi
taką samą szczerością. Okazuje się, że na przestrzeni kilku ostatnich lat zaprzyjaźnił
się z dziadkiem i wyszukiwał dla niego różne informacje. Powiedział mi, że z
zawodu jest historykiem sztuki i prowadzi wraz ze znajomymi sklep z antykami
oraz z meblami stylizowanymi na antyki.
Podzieliliśmy się pracą. Ja miałam zapoznać się z listami i notatnikiem. Jan natomiast miał przekazać mi wszystkie zdobyte informacje na temat L’Inconnue de la Seine. Kiedy był już w drzwiach, wróciła mi przytomność umysłu i zapytałam,
- A jaki był cel Twojej dzisiejszej wizyty.
Nie, nie przewidziało mi się zmieszał się, po
chwili milczenia odpowiedział, że chciał mi pokazać co gdzie jest i takie tam organizacyjne
sprawy omówić. Nie no to w sumie oczywiste, że punkt 9:00 melduje się
wypachniony, żeby powiedzieć mi, że szczotki trzymane są w podpisanym schowku
pod schodami. Przyjęłam te wyjaśnienia z krzywym uśmiechem. Umówiliśmy się na
jutro na późny obiad u mnie w domu. Po jego wyjściu wzięłam szybki prysznic,
włożyłam świeże ubranie i z kawą, kanapkami oraz listami rozłożyłam się na
tarasie.
Była to korespondencja pomiędzy pradziadkiem a
dziadkiem z okresu jego bytności w Paryżu. Wszystkie listy pochodziły z 1934
roku. Ułożyłam je chronologicznie i zaczęłam czytać.
Z
wszystkich przebijała ogromna tęsknota za synem. Jednocześnie stanowiły szczegółowy
opis życia wszystkich członków rodziny oraz opis życia dziadka w Paryżu jego
zachwyt atmosferą tego miasta, opis przyjaciół i osób, które napotykał podczas swoich wędrówek. Jeden wątek nie pasował do tej
korespondencji – temat maski.
W pierwszy liście pradziadek prosił syna o
odnalezienie informacji na temat pośmiertnej maski, która tak zafascynowała
Nabokova. Dziadek odpisał, że jest to maska młodej kobiety wyłowionej z Sekwany.
Jej personalia nie są znane. Okoliczności jej śmierci również. Wiadomo jedynie
że miała 16 lat w chwili śmierci i najprawdopodobniej popełniła samobójstwo.
Podaje również rok śmierci 1889. Pradziadek prosi o zdjęcie maski. Dziadek
Franciszek w ostatnim liście pisze, że dołącza do niego zdjęcie i pyta skąd to
zainteresowanie. Pradziadek w bardzo oszczędnych słowach pisze, że wzruszyła go
ta historia i chciał się przekonać czy faktycznie twarz ta wywiera takie
wrażenie. Na koniec pisze
„Gdybyż okazało się to prawdą, to zło uczynione, należy
naprawić, bezimienni spoczywać w pokoju nie mogą. Ależ czy może być to prawdą.
Pamięć ludzka płata figle. Czy może oczy widzą to co pragną ujrzeć. Obiecaj mi,
mój umiłowany synu, że jeśli dobry Bóg obdarzy Cię córką nadasz jej imię Anna i
dopilnujesz aby w rodzinie zawsze była kobieta nosząca to imię”
Ale co
ma być prawdą. Dlaczego pradziadek tak żywo interesował się historią
bezimiennej utopionej kobiety? Jaka była tego przyczyna. Z historii rodziny pamiętam,
że prababcia pochodziła z Francji, że była wiele lat młodsza od pradziadka.
Pamiętam też mgliście smutek w głosie dziadka kiedy opowiadał o ojcu. Wydaje mi
się, że pradziadek zmarł właśnie w 1934r. Chyba będę musiała zaryzykować
telefon do moich ciotek. Jak je zapytać o te szczegóły nie zdradzając historii z
jaką się z zmagam i nie wywołać podejrzeń o pogłębieniu się depresji.
Postanowiłam, że telefon będzie ostatnią deską ratunku na razie przeczytam
notatnik. W chwili gdy o tym pomyślałam poczułam ssanie w żołądku okazał się że
spędziłam nad listami ponad 5 godzin. Nic się nie stanie jak zrobię sobie
przerwę na smażoną rybę.
Wyciągnęłam
z lodówki łososia, cukinię, koperek i czosnek. Szybko przygotowałam marynatę,
którą polałam łososia. Usmażyłam na patelni cukinię z czosnkiem, kiedy cukinia
była miękka dorzuciłam do niej łososia. Przełożyłam wszystko na talerz, nalałam
sobie kieliszek wina i z tak przygotowanym obiadem poszłam na taras. Jednak
życie może być piękne. Dziękuje dziadku.
Z pełnym
brzuchem przystąpiłam do czytania notatnika. Notatnik okazał się być luźnym zbiorem myśli, zdarzeń, ważnych dat
i informacji. Na szczęście nie był gruby. Zaczął już zapadać zmierzch, kiedy
skończyłam czytać. No ładnie, co za historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz