środa, 7 sierpnia 2013

Mały projekt cz.5

Niestety podejrzewam że doskonale zdawał sobie sprawę z mojego toku rozumowania i świetnie się tym bawił. No cóż jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B i ponieść konsekwencje swojego ogłupienia urodą Adonisa. Opowiedziałam całą historię od testamentu, poprzez zawartość skrytki aż do informacji odnalezionych wczoraj. Jednak ryzyko okazało się opłacalne. Jan odpłacił mi taką samą szczerością. Okazuje się, że na przestrzeni kilku ostatnich lat zaprzyjaźnił się z dziadkiem i wyszukiwał dla niego różne informacje. Powiedział mi, że z zawodu jest historykiem sztuki i prowadzi wraz ze znajomymi sklep z antykami oraz z meblami stylizowanymi na antyki.

Podzieliliśmy się pracą. Ja miałam zapoznać się z listami i notatnikiem. Jan natomiast miał przekazać mi  wszystkie zdobyte informacje na temat L’Inconnue de la Seine. Kiedy był już w drzwiach, wróciła mi przytomność umysłu i zapytałam,

- A jaki był cel Twojej dzisiejszej wizyty.

Nie, nie przewidziało mi się zmieszał się, po chwili milczenia odpowiedział, że chciał mi pokazać co gdzie jest i takie tam organizacyjne sprawy omówić. Nie no to w sumie oczywiste, że punkt 9:00 melduje się wypachniony, żeby powiedzieć mi, że szczotki trzymane są w podpisanym schowku pod schodami. Przyjęłam te wyjaśnienia z krzywym uśmiechem. Umówiliśmy się na jutro na późny obiad u mnie w domu. Po jego wyjściu wzięłam szybki prysznic, włożyłam świeże ubranie i z kawą, kanapkami oraz listami rozłożyłam się na tarasie.

Była to korespondencja pomiędzy pradziadkiem a dziadkiem z okresu jego bytności w Paryżu. Wszystkie listy pochodziły z 1934 roku. Ułożyłam je chronologicznie i zaczęłam czytać.

Z wszystkich przebijała ogromna tęsknota za synem. Jednocześnie stanowiły szczegółowy opis życia wszystkich członków rodziny oraz opis życia dziadka w Paryżu jego zachwyt atmosferą tego miasta, opis przyjaciół i osób, które napotykał podczas swoich wędrówek. Jeden wątek nie pasował do tej korespondencji – temat maski.

W pierwszy liście pradziadek prosił syna o odnalezienie informacji na temat pośmiertnej maski, która tak zafascynowała Nabokova. Dziadek odpisał, że jest to maska młodej kobiety wyłowionej z Sekwany. Jej personalia nie są znane. Okoliczności jej śmierci również. Wiadomo jedynie że miała 16 lat w chwili śmierci i najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Podaje również rok śmierci 1889. Pradziadek prosi o zdjęcie maski. Dziadek Franciszek w ostatnim liście pisze, że dołącza do niego zdjęcie i pyta skąd to zainteresowanie. Pradziadek w bardzo oszczędnych słowach pisze, że wzruszyła go ta historia i chciał się przekonać czy faktycznie twarz ta wywiera takie wrażenie. Na koniec pisze
 
„Gdybyż okazało się to prawdą, to zło uczynione, należy naprawić, bezimienni spoczywać w pokoju nie mogą. Ależ czy może być to prawdą. Pamięć ludzka płata figle. Czy może oczy widzą to co pragną ujrzeć. Obiecaj mi, mój umiłowany synu, że jeśli dobry Bóg obdarzy Cię córką nadasz jej imię Anna i dopilnujesz aby w rodzinie zawsze była kobieta nosząca to imię”

Ale co ma być prawdą. Dlaczego pradziadek tak żywo interesował się historią bezimiennej utopionej kobiety? Jaka była tego przyczyna. Z historii rodziny pamiętam, że prababcia pochodziła z Francji, że była wiele lat młodsza od pradziadka. Pamiętam też mgliście smutek w głosie dziadka kiedy opowiadał o ojcu. Wydaje mi się, że pradziadek zmarł właśnie w 1934r. Chyba będę musiała zaryzykować telefon do moich ciotek. Jak je zapytać o te szczegóły nie zdradzając historii z jaką się z zmagam i nie wywołać podejrzeń o pogłębieniu się depresji. Postanowiłam, że telefon będzie ostatnią deską ratunku na razie przeczytam notatnik. W chwili gdy o tym pomyślałam poczułam ssanie w żołądku okazał się że spędziłam nad listami ponad 5 godzin. Nic się nie stanie jak zrobię sobie przerwę na smażoną rybę.

Wyciągnęłam z lodówki łososia, cukinię, koperek i czosnek. Szybko przygotowałam marynatę, którą polałam łososia. Usmażyłam na patelni cukinię z czosnkiem, kiedy cukinia była miękka dorzuciłam do niej łososia. Przełożyłam wszystko na talerz, nalałam sobie kieliszek wina i z tak przygotowanym obiadem poszłam na taras. Jednak życie może być piękne. Dziękuje dziadku.
 
Z pełnym brzuchem przystąpiłam do czytania notatnika. Notatnik okazał się być luźnym zbiorem myśli, zdarzeń, ważnych dat i informacji. Na szczęście nie był gruby. Zaczął już zapadać zmierzch, kiedy skończyłam czytać. No ładnie, co za historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz