Obudziłam się nad ranem na podłodze w salonie, obok smacznie spał Jan. Cudowna noc ale spanie na podłodze do wygodnych nie należy. Miałam obolałe plecy, coś mnie straszliwie w nie uwierało. Próbowałam to coś delikatnie wydobyć, niestety przy akrobacjach obudziłam Jana.
- Witaj. Powiedział z uśmiechem.
Co się tak wiercisz?
- Coś gniecie mnie w plecy. Powiedziałam z przepraszającym
uśmiechem.
Sprawdziliśmy okazało się, że w porywie uczuć zrzuciliśmy notatnik dziadka na podłogę. A teraz jego okładki uwierały mnie niemiłosiernie w
plecy. Już chciałam go odłożyć, kiedy Jan powiedział
- Poczekaj. Przejechał dłonią po wewnętrznej stronie okładki i
stwierdził:
- Ktoś musiał coś tam wkleić. Masz nóż do papieru, lub cienki nożyk do
warzyw?
Wciągnęłam t-shirt Jana i pobiegłam do kuchni. Po chwili
siedzieliśmy w skupieniu nad wybebeszonym notatnikiem. W środku był dwa listy i
kluczyk. Listy datowane były na rok 2010 (kto jeszcze w dzisiejszych czasach
pisze listy?) a drugi na 1966. To musi być ta wiadomość „zza grobu”, o której
wspominał dziadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz