środa, 7 sierpnia 2013

Mały projekt cz.2

Otępiała stałam na ulicy, co ja mam teraz zrobić. Potrzebuje pomyśleć. Moje ciotki naciskały na powrót do Łąkówki. Gdzie ponownie otoczą mnie opieką. Co oznacza konfiskatę telefonu i laptopa oraz stały nadzór. Czyli zero prywatności i brak możliwości dokładnego zbadania zawartości pudełka. Jurata. To jest rozwiązanie. Pod pozorem zweryfikowania stanu domu, od lat tam nie bywaliśmy, zakomunikowałam postanowienie natychmiastowego wyjazdu na półwysep helski. Dziwne, moja decyzja i jej pokrętne wytłumaczenie spotkały się ze zrozumieniem. Pewnie dlatego, że nie będę się szwendać na widoku i psuć reputacji mojej walniętej rodzinie.

Zrobiłam najpotrzebniejsze zakupy i pojechałam. Zaskoczył mnie widok zadbanego domu i świeżo przyciętego trawnika. Super, widocznie dziadek opłacał kogoś z miejscowych aby utrzymywali dom w porządku. Jutro będę musiała znaleźć tę osobę. Przekraczając próg domu, cofnęłam się w przeszłość. Śmiech dziadka, nawoływania babci, zapach ciasta drożdżowego i mięty zaatakowały mnie z taką siłą, że zachwiałam się i o mało nie wylądowałam na czterech literach. Kilka skomplikowanych figur akrobatycznych uchroniło mnie jednak przed kompromitacją. Dobrze, że nie było widowni.


Moje dziedzictwo to uroczy, mały domek letniskowy z widokiem na zatokę pucką. Dzięki dużym oknom i przesuwanym przeszklonym drzwiom w domu jest pełno światła. Na parterze znajduje się kuchnia, salon z wydzielonym kącikiem jadalnym oraz łazienka z prysznicem i niewielką toaletą. Sercem domu jest piec, który ogrzewa cały dom. Na piętrze znajdują się dwa pokoje, dawna sypialnia dziadków i pokój dla gości. Ściany wewnętrzne pokryte zostały deskami sosnowymi pobejcowanymi na biało a umeblowanie to kwintesencja stylu skandynawskiego.

Od czego zacząć. Wyciągnęłam zakupy z bagażnika i przetransportowałam do kuchni. Wrzuciłam do lodówki jogurty, mleko, wino i ryby. Owoce i warzywa wrzuciłam do zlewu. Mam nadzieje, że odnalezienie zaworu wody nie będzie trudne. Warto byłoby też uruchomić piec. Postanowiłam zacząć od najprostszego zadania. Wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu drewna. Z rozkoszą przesuwałam dłonią po bejcowanych sosnowych belkach, którymi obłożono dom.

Mój umysł nadal pogrążony był w rozmyślaniach nad przeszłością. Kątem oka zauważyłam przeszkodę, ale było już za późno. Zderzyłam się z jakimś zarośniętym olbrzymem. W panice odskoczyłam, rozważając możliwość ucieczki do domu. Na szczęście olbrzym odezwał się przyjemnym barytonem.

- Witam jestem Jan, zajmuje się domem, rozumiem, że jesteś wnuczką Pana Franciszka.
- Tak, nazywam się AnaÏs. Wydukałam nadal przestraszona.

- Zauważyłem jak podjeżdżałaś pod dom i postanowiłem się przywitać. A tak się cieszyłam, że nie miałam widowni, co za żenująca chwila.
- Mogę również pomóc z wodą. Dodał po chwili

- Dziękuję czy mógłbyś pomóc mi również z piecem? Spytałam już odważniej, ponieważ noce pomimo późnej wiosny były nadal chłodne.
- Tak nie ma problemu.

- Co za ulga, a już myślałam że spędzę pół nocy na poszukiwaniach zaworu a drugą połowę na próbach ogrzania domu.

Uśmiechnął się i poszedł po drewno. Wróciłam do domu. Po chwili pojawił się Jan z drewnem. Wrzucił je do cynkowego pojemnika stojącego obok pieca, śmiało przemaszerował przez salon do przedpokoju. Po chwili usłyszałam jego przytłumiony głos.

- Możesz już korzystać z wody.
- Dziękuję. Odkrzyknęłam

Po chwili pojawił się w salonie i sprawnie rozpalił w piecu. Zaproponowałam coś do picia w ramach podziękowań. Jan powiedział jednak, że nie chce przeszkadzać i wpadnie jutro, jak już się zadomowię, dziś chciał się tylko przywitać. I tyle go widziałam.
Nalałam sobie lamkę wina i usiadłam do przeglądania zawartości pudełka. Zaczęłam od frazy L’Inconnue de la Seine i wujka Google. Ku mojemu zdziwieniu wyskoczyło aż 70 000 wyników w tym niesamowita galeria zdjęć. Szybko okazało się że wycinek dotyczący manekina i wiersz mają jeden wspólny mianownik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz